twioną tém swę klientelę, powierzywszy ją wprzódy dwom kolegom swoim, piérwsze po nim w opinii publicznéj zajmującym miejsce. W salonach Zeni rozprawiano o tém głośno, i przez parę dni wieść ta wychodziła ze wszystkich ust, jak mucha oplątana pajęczą siecią domysłów, komentarzy, przycinków, dwuznacznych słów i uśmiechów.
Publiczność nie mogła się dość nadziwić, że człowiek, któremu tak niepospolicie się powodziło, który w krótkim stosunkowo przeciągu czasu doszedł do powszechnego poważania i znacznych dochodów, wyrzekł się wszystkich już zdobytych korzyści, zerwał z tyle obiecującą karyerą i zniknął, jak awanturnik jaki, nie pożegnawszy się z nikim, udając się nie wiedziéć dokąd i po co. O ile zaś był człowiekiem pożytecznym i odpowiadającym swemu powołaniu, dowodziły tego zasępione twarze jego klientów, których znaczna liczba znajdowała się pomiędzy najczęstszymi gośćmi salonów Zeni. Nikt jednak nie wymówił przeciwko niemu ani jednego nieprzyjaznego słowa i nikt, prócz téj niespodzianéj jego ucieczki, nie miał mu nic do zarzucenia. Dziwnym tylko sposobem, gładko, niewyraźnie, wpół tajemniczo, wpół żartobliwie, pomiędzy uwagami, czynionemi nad postępkiem pana N., plątało się zawsze imię Zofii, nie w bezpośredniém z jego imieniem połączeniu, coby obrażało salonową przyzwoitość, ale zamaskowane, przykryte, oplątane tą dowcipną, szyderczą, nic nie znaczącą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.