Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

sanym został akt pogrzebowy istoty żywéj i młodéj, a zarazem już umarłéj...
Dziś jeszcze, po wielu minionych latach, żałość mam w sercu, a łzę na oku dla téj doli tragicznéj, któréj świadkiem byłam. Nie posiadałam nigdy téj cnoty najeżonéj kolcami, która bez różnicy bodzie wkoło siebie wszystko, co nie jest do niéj podobne; nie miałam nigdy téj pysznéj zarozumiałości duszy, co, sama wolna od grzechu, dla grzeszących nie znajduje w sobie nic, prócz uczucia wstrętu i pogardy. Kochałam zawsze cnotę, nie dlatego, że sama pochlubić się nią mogłam, ale dlatego, że jest prawdą i światłem, wtedy, gdy występek — to ciemność i przeczenie. Ale im więcéj kochałam cnotę, tém potężniejszą litość czułam dla tych, którzy odwrócili od niéj oblicze. Aby nienawidziéć złe, pierwiastku jego szukałam gdzieindziéj, niż w duszach obłąkanych niém jednostek. Szukałam go w tych ciemnościach, fałszach, obłędach zbiorowych, które, jak demoniczne piastuny, stoją nad kolebką nowonarodzonego i potém przez całe już życie wlewają mu w pierś jady swego zatrutego oddechu. W mieczu, którego ostrze prawa ludzkości opuszczają na głowy jednostek, widziałam zawsze narzędzie bezpieczeństwa publicznego, ale nie pomsty; bo gdyby przed obliczem sprawiedliwości najwyższéj, przenikającéj najgłębsze tajnie tych nieskończonych węzłów i gmatwanin, w jakie splątane są sprawy téj ziemi, gdyby przed obliczem