Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzchni, jednostajnie było gładko i cicho?... wątpię. A nawet, gdy bacznie sięgnę pamięcią w owę epokę, przypominam sobie wyraźnie chwile trudne boju i mocowania się, w których trzeba było, abym wywoływała z siebie wszystkich sił moich zastęp i stawiła go w odpornéj postaci przeciwko zewnętrznemu światu — niekiedy, przeciwko sobie saméj — najczęściéj.
Ubóztwo i praca posiadają w sobie dziwne tajemnice wielkich radości i wielkich cierpień. Ten, na czyich barkach spoczęły te dwa ciężary, wiele posiadł, ale téż wiele wyrzec się musi.
Wyrzeczenie się nie przychodzi nigdy bez trudu, wtedy szczególniéj, gdy człowiek mniema, że się wyrzeka nazawsze.
Nazawsze brzmiało w mym umyśle, ile razy marzenie o miłości i szczęściu, jakie ona daje, pukało do mego serca.
Nazawsze zrzekłam się tego marzenia, i choć go całkiem odepchnąć od siebie nie mogłam, zdawało mi się, że nic już ono nie znaczy w mém życiu. Byłam pewną, że nigdy nie zamieni się ono w rzeczywistość, uważałam je za gościa natrętnego, który, gdy postarzeję nieco, za rok, za drugi, opuści mnie. I pragnęłam, aby opuścił mnie coprędzéj, bo czasami bolało mnie serce... trochę. O każdéj wiośnie szczególniéj, gdy świat cały pokrywał się szatą młodości i wesela, i gdy na przechadzkach spotykałam młode