Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

turalnie, aby ją powitać. Byłam świadkiem spotkania dwojga małżonków i uderzyło mnie pewne zmieszanie i jakby cień niechęci, połączonéj z nieśmiałością, z jakiemi Zenia powitała męża. Dotąd, jeżeli nie okazywała mu nigdy żywéj miłości, to jednak w obejściu się z mężem zachowywała zupełną swobodę i zaufanie, a nawet odbijały się w niém nieraz oznaki przywiązania i pewnéj czułéj przyjaźni. Tym razem Zenia na widok męża zarumieniła się, potém zbladła, a potém jeszcze podała mu rękę z gestem, który chciała uczynić serdecznym, ale który był sztywnym i urzędowym. Michał musiał to spostrzedz, bo przystanął nagle, długie spojrzenie utopił w twarzy Zeni, i zamiast uścisnąć ją, jak zwykł był to czynić przy powitaniu, ucałował tylko jéj ręce. Gdy podniósł twarz, spostrzegłam, że był bardzo blady, ale uśmiechał się i rozmawiał potém po swojemu z żoną, czule i z tysiącem względów, z obecnymi zaś uprzejmie i wesoło. Nazajutrz, i przez wiele dni późniejszych, spostrzegłam tę samę różnicę, jaka zaszła we wzajemném obejściu się z sobą małżonków. Zenia nie odzyskała wcale sił i zdrowia, była tak samo rozstrojona i osłabiona, jak przed wyjazdem; ale zdawała się być zarazem ożywioną jakąś wyłączną myślą, która ją tak pochłaniała, że aż popadała chwilami w roztargnienie i zamyślenie, nie dające jéj spostrzegać tego, co się koło niéj działo. Przytém znajdowałam ją często z gorączkowym ru-