Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

a raczéj gra w miłość z mężatką, przynosi wrażenia, za jakiemi gonią tacy ludzie, jak pan Lubomir, a przytém nie zobowiązuje do niczego, wtedy, gdy podobne uczucie, okazywane pannie, prowadzi koniecznie do ołtarza i obrączki ślubnéj.
Zenia żywo wysunęła swę rękę z mojéj dłoni.
— O! jakżeś ty prozaiczna, Wacławo! jakaś ty przytém podejrzliwa! Jakto, on miałby się bawić w miłość? on, człowiek wypróbowany w szkole nieszczęść?
Uśmiechnęłam się mimowoli. Na szczęście, twarz moja pokryta była cieniem, padającym od firanki, i Zenia uśmiechu mego dojrzéć nie mogła.
— Kochana Zeniu — rzekłam — czy ci powiedział kiedy, jakie to były nieszczęścia, których szkołę przebył w swém życiu?
Spojrzała na mnie znowu oczyma pełnemi zdziwienia. Znowu nasunęłam jéj na myśl uwagę, któréj nigdy nie uczyniła sobie dotąd. Po chwili odpowiedziała z odcieniem niechęci w głosie:
— Nie wiem, jakie były te nieszczęścia jego, ale wiem, iż mówił mi wiele o cierpieniach, jakie poniósł, i ciosach, jakie go dotknęły. A jestem przekonaną, że mówił prawdę, bo taki szlachetny człowiek, jak on, kłamać nie umié.
Na wyrazie szlachetny położyła szczególny nacisk.
— Droga Zeniu — ozwałam się znowu — choć-