Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

do wielkiéj, wzniosłéj, szlachetnéj miłości, zdolnego umrzéć dla mnie, albo wraz ze mną... O! nie odbieraj mi téj wiary i tego marzenia swojém chłodném rozumowaniem... Ty masz jeszcze wszystko przed sobą, wolno ci wszystkiego spodziewać się i pragnąć... ja mam tylko marzenia moje, a gdy skończą się one, skończy się zarazem i moje życie, i chłodna mogiła przyjmie mnie na łono swoje, wiecznie spokojne i już wiecznie ciche..... O! Wacławo, zapłacz choć raz na grobie moim, gdy nie będzie mnie już na tym ziemskim padole płaczu!
Śmierć, mogiła, były to zwrotki, zjawiające się na ustach Zeni zawsze, ilekroć była zmartwioną, rozdrażnioną lub znudzoną. Wyznaję jednak, że o ile te wybryki uniesienia młodéj kobiety rozśmieszały mnie wtedy, gdy widziałam ją zdrową, hożą i rumianą, o tyle przykre czyniły na mnie wrażenie teraz, gdy kibić jéj stała się chorobliwie szczupłą i bezsilną, a twarz przybrała tę bladość niezdrową, z-za jakiéj przeglądają nieuniknione choroby, nie tylko już ducha, ale i ciała.
Tymczasem, patrząc na nią, można było z łatwością uwierzyć, iż znajdowała się na padole płaczu. Rzęsiste łzy płynęły z jéj oczu i przeciekały przez białe palce, któremi starała się twarz swą okrywać, pierś jéj głośném podnosiła się łkaniem.
Uspokoić ją niebyło rzeczą łatwą, tém bardziéj,