całe nasze domowe gronko spłynął biały blask lampy poczciwéj, staréj, która już nam od kilku lat przyświecała co wieczór, a przez otwarte okna gdy wionęła słodka woń kwitnących w ogródku kwiatów, i szelest listków, poruszanych nocnym wietrzykiem, zaszumiał, i parę gwiazd niebieskich wyjrzało z za zieleni wazonów, i gdy orzuciłam wzrokiem te wszystkie drogie mi twarze, jakie miałam przed sobą, i wsłuchałam się w spokój, który nas wszystkich otaczał; jako bolesna sprzeczność stanął mi przed wyobraźnią pokój Zeni, napełniony wonią narkotyków, służących do uspokojenia zbuntowanych nerwów, blada twarz jéj z nabrzękłemi od płaczu oczyma, śmiech serdeczny, płacz spazmatyczny, westchnienia, pierś jéj podnoszące, wszystkie, słowem, tortury, zadawane młodéj kobiecie rozognioną wyobraźnią i nie zajętém życiem. Gdy wyobraziłam sobie to wszystko i raz jeszcze obejrzałam się wkoło siebie, byłam pewną, że z gałązką oliwną w ręku siedzę na tronie królestwa szczęśliwości.
Nazajutrz nie zobaczyłam Zeni przez cały ranek, bo przyjmowała licznych gości, którym ja znowu ukazać się nie miałam chęci.
W ciągu dnia weszłam do jéj budoaru, aby zabrać potrzebne mi książki, które tam zostawiłam była przez zapomnienie, i w przyległym pokoju usłyszałam żywą, prowadzoną przez kilka osób rozmowę. Stanęłam jak wryta na środku pokoju, bo pomiędzy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.