Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

do krotochwili, rozwiązać się mogła w sposób wcale dramatyczny.
Na domiar nieszczęścia, z Michałem nie mogłam się spotkać bez pewnego poczucia wstydu i wewnętrznego zmieszania.
Szanowałam tego człowieka dla istotnych zalet, jakie w nim dojrzałam; obudzał on we mnie współczucie siłą i pobłażliwością uczucia, jakie miał dla Zeni, a obok tego zdawało mi się, że przyjmując u żony jego rolę powiernicy i nie znajdując w sobie nic, czém-bym mogła oddalić nieszczęście, dotykające ich obojga, stawałam się winną przeciwko niemu. Zdawało mi się, że oczy Michała przestały być w owéj porze blade i mętne, a nabrały dziwnéj przenikliwości, która jednak nie umniejszała dobroci, tkwiącéj w ich głębi.
Wmawiałam w siebie, że ta przenikliwość, z jaką, zdawało mi się, że patrzył teraz na otaczające go osoby, istniała tylko w mojéj rozbudzonéj wyobraźni i była tylko przywidzeniem. Potém przekonałam się, że widziałam dobrze, i że oczy Michała w istocie przestały być naówczas blade, omglone i dobroduszne. Parę razy dojrzałam w nich blask niemal ponury; innym razem zdawało mi się, że miał na twarzy wyraz pełen dziwnéj jakiéjś stanowczości, sprzeczającéj się widocznie ze zwykłą miękkością jego charakteru.
Nigdy jednak nie mogłam być pewną trafności