Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

moich spostrzeżeń, bo nie śmiałam patrzéć prosto w twarz Michała, i przed spojrzeniem jego, które częściéj zwracało się na twarz moję, niby szukając na niéj nadziei jakichś, lub jakichś wieści pożądanych, czy strasznych, spuszczałam oczy, rumieniłam się po uszy, jak dziecko, złapane na gorącym uczynku.
Położenie to do najwyższego stopnia wstrętne było memu poczuciu prawości i bolesne dla serca, które nie mogło obojętnie patrzéć na cierpienia cudze, jakiebykolwiek było ich źródło. Parę razy postanowiałam sobie, pod jakimkolwiek pozorem, przestać widywać się z Zenią na czas jakiś; ale powstrzymywał mnie zawsze skrupuł opuszczania przyjaciółki w najniebezpieczniejszéj dla niéj chwili. Poczuwałam gniew głuchy, myśląc, że cała ta plątanina i wszystkie te nieszczęścia były sprawą jednego głupca, udającego mądrość, obłudnika, pozującego na bohatera, próżniaka, pracującego językiem i oczyma, któremi udawał uczucia, jakich nie miał, i dziwiłam się łatwowierności kobiet, które dają się łapać na podobnie pospolite wędki, a zarazem doskonale pojmowałam przyczyny téj łatwowierności, boć i sama ulegałam jéj kiedyś.
Bądź co bądź, nie mogłam wytrwać dłużéj w tak krzywém położeniu, w jakiém postawiła mnie świadomość o smutnym stanie serca i umysłu Zeni, i postanowiłam zasięgnąć w téj mierze rady mojéj matki,