Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecka, z zaślepieniem kobiety, czującéj dolegliwą pustkę w sercu i życiu.
Wahałam się, czy mam wejść do salonu, czy zostać, czy odejść w inną stronę. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek w życiu znajdowałam się w podobnym kłopocie.
W salonie tymczasem słyszałam kolosalne westchnienia Lubomira i cichy szept jego, który w uchu mojém brzmiał przykro, demonicznie jakoś. Nagle w dalszych pokojach dały się słyszeć powolne i głośne męzkie stąpania. Po chwili ozwał się w salonie głos Michała. Wymawiał zwyczajne powitalne słowa, ogólnikowe frazesy, od jakich zwykle rozpoczynają się rozmowy w salonach; ale sposób, jakim mówił, intonacya jego głosu była tak dziwna, że aż mi się serce mocno ścisnęło. Po sztucznych wybuchach sztucznych uczuć, jakich przed chwilą niewidzialnym byłam świadkiem, z większą jeszcze wyrazistością brzmiały mi w uszach dźwięki istotnie zranionego serca, jakie, pomimo zwyczajności rozmowy, wychodziły z piersi Michała. Lubomir oddalił się w kilka minut po wejściu gospodarza domu. Słyszałam, że Michał razem z nim opuścił salon, a w kilka sekund potém otworzyły się z trzaskiem drzwi budoaru i wbiegła przez nie Zenia z czołem bardzo bladém, dwoma szkarłatnemi rumieńcami, wyciśnionemi na policzkach, drżącemi usty i oczyma błyszczącemi od łez.