Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Trudno opisać stan, w jakim upadła na kanapę, zakrywając sobie oczy, drżąc, wzdychając, łkając. Było to najokropniejsze pomieszanie upojenia, wyrzutów, sobie saméj czynionych, trwogi, żalu i t. d. Uspokoiwszy się nieco, wyznała mi z drżeniem, że Lubomir w zapale miłosnych oświadczeń ukląkł był przed nią, i że w téj saméj właśnie chwili wszedł do salonu Michał, a lubo obejście się jego było takie, jak gdyby nic wcale nie spostrzegł, to jednak Zenia nie była pewną, czy w istocie tak było, czy tylko tak udawał.
Wtedy, nie mogąc powstrzymać się dłużéj, powiedziałam jéj z energią, z jaką dotąd nigdy nie przemawiałam do niéj:
— Kochana Zeniu, zdradzasz zaufanie i ranisz serce człowieka zacnego i który cię szczerze kocha, narażasz siebie i jego na najokropniejsze nieszczęścia. Ale wyjdźże teraz do twego przedpokoju i zobacz, czy człowiek, dla którego to wszystko czynisz, któréjkolwiek z pokojówek twoich nie powtarza w téj chwili tego, co przed kilku minutami mówił ci na klęczkach.
Zenia zerwała się i stanęła przede mną z rozpłomienioną twarzą i wzrokiem.
— Co? co mówisz? — krzyknęła.
Najkrócéj, jak tylko mogłam, ale nie opuszczając żadnego szczegółu, opowiedziałam jéj wszystko, co zaszło przed kilku laty pomiędzy mną a Lubomi-