Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Po upływie kwadransa dopiéro otworzyła oczy i spojrzała na mnie przytomniejszym już nieco wzrokiem. Zarazem zalała się znowu łzami i, podając papier, który spostrzegłam wprzódy w jéj ręku, łkając, zawołała:
— Weź to, weź, Wacławo! przeczytaj! ten człowiek jest potworem, niegodziwcem, obłudnikiem! Niéma szlachetnych ludzi na świecie! nie warto żyć na téj nędznéj ziemi! lepiéj, o! sto razy lepiéj umrzeć!
Wzięłam z jéj ręki papier, który mi podawała, a po chwili, gdy zmęczona i spłakana, przymknęła oczy, usiadłam przy oknie, aby go przeczytać. Był to list. Rzuciłam naprzód okiem na podpis i wyczytałam imię światowéj przyjaciółki Zeni, z którą odbyła ostatnią podróż za granicę, a o któréj wiedziałam, że będąc brzydką i posiadając majątek zadłużony, z całego serca nienawidziła Zeni za jéj wdzięki i bogactwo, co wcale nie przeszkadzało jéj omdlewać nieledwie z radości i zachwytu na widok Zeni, i nazywać się jéj kochającą i wierną do grobowéj deski przyjaciółką.
Wiedziałam także, że wierna ta do grobowéj deski przyjaciółka mieszkała w okolicy, w któréj położone były majątki Lubomira. Czytałam list od początku i coraz mocniéj się dziwiłam, coby w nim tak bardzo Zenię obejść mogło. Były tam same fraszki, narzekania na nudy wiejskie, ubolewania nad rozłą-