Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

dobno nadrujnował nieco spuściznę, po pradziadach otrzymaną, a pani Sabina niczego więcéj nie pragnęła, jak brzękiem swoich rubli i połyskiem swych brylantów zwabić ku sobie figlarnego bożka hymenu.
„Podziwiam niestałość i lekkomyślność mężczyzn. On, pan Lubomir, który dwa miesiące temu tak gorącą pałał admiracyą dla twych nieporównanych wdzięków (wybacz, że ci to mówię, mais entre amies point des façons) on, w kilka tygodni po oddaleniu się od ciebie, osiadł na oazie morgów, rubli, brylantów i uróżowanych sześćdziesięciu wiosen pani Sabiny. Voilà le monde tel qu’il est. Mogę cię zapewnić jednak, że w czasie ślubu trzydziestokilkoletni pan Lubomir obok sześćdziesięciokilkoletniéj swéj oblubienicy miał minę on ne peut plus pitoyable, a cała para wyglądała on ne peut plus rococo. Na weselu ze śmiechu i ze złości zgryzłam moję batystową chusteczkę do połowy.”
Na tém kończył się dopisek.
Ktoś kiedyś powiedział, że w listach kobiecych cały interes mieści się zwykle w post-scriptum. Uwaga ta zupełnie zastosować się mogła do pisma, które trzymałam w ręku. List ten napisany był widocznie dla możności umieszczenia post-scriptum. Kochająca i wierna do grobowéj deski przyjaciółka dopięła swego celu. Zenia leżała na kanapce bez ruchu i mowy, przybita, zgnębiona, chora.