Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

łóżkiem Zeni, która go nie poznała. Nie poznawała nikogo, była zupełnie nieprzytomną; lekarze oznajmili silną nerwową gorączkę, zapewniając zarazem, że przy pośpiesznym i pilnym ratunku niebezpieczeństwo zostanie wkrótce usunięte.
Głucha cisza zapanowała w tém, tak ożywioném i gwarném niedawno, mieszkaniu. Promyki słońca letniego z trudnością torowały sobie drogę przez okna sypialni Zeni, szczelnie zasłonięte firankami, wązkiemi nićmi ślizgały się po kilku twarzach bladych i smutnych, które tam przesuwały się w mroku. Pomiędzy twarzami temi była jedna najbardziéj blada, ale zarazem najłagodniejsza, najwytrwalsza. Przez kilkanaście dni choroby Zeni, Michał nie oddalał się z jéj pokoju ani na godzinę. Ja z Emilką czuwałyśmy także nad nią z kolei, ale którakolwiek z nas wchodziła do mrocznego pokoju, czy to w dzień, czy to w nocy, była zawsze pewną znaléźć tam jego. I dziwny to był zaprawdę widok tego atletycznego mężczyzny, który, z trudnością utrzymując równowagę swego ciała, stąpał na palcach po kobiercu bez najmniejszego szelestu. Przy każdém głośniejszém odetchnięciu choréj pochylał się nad nią z troskliwością matki i tulił jéj rozpalone ręce w swoich grubych dłoniach tak miękko i delikatnie, jakby to mogła uczynić najczulsza kobieta. Gdy spała, temi samemi rękoma, które tak niezgrabnie wyglądały w salonach, usuwał rozrzucone włosy z jéj gorącego czoła