przesilenia się i rozwiązania. Tego rozwiązania lękałam się bardzo dla Zeni, bo sama już nie wiedziałam, co mam myśléć o usposobieniu dla niéj i zamiarach Michała, tak czułość, jaką okazywał w jéj chorobie, sprzeczną była z powagą jego teraźniejszego obejścia się z nią, taki wyraz stanowczości czytałam na jego twarzy obok cierpienia, które ciągle płonęło w głębi źrenic i twarz tę, o pospolitych rysach, lecz pobladłą teraz i pełną wyrazu, czyniło, jeżeli nie piękną, to przynajmniéj bardzo zajmującą i szlachetną.
Myślałam, że może, zraniony i obrażony tak w miłości własnéj, jak w najżywszych uczuciach, jakie miał dla żony, zechce się z nią rozstać, i z niewymowną trwogą myślałam o przyszłości, jaka-by w takim razie czekała Zenię. To samo przypuszczenie musiało nasuwać się na myśl młodéj kobiecie, bo raz, gdy Michał, pocałowawszy ją, jak zwykle, w rękę, z uszanowaniem, lecz chłodno, i zapytawszy, czy nie ma na jutro jakich życzeń, odszedł do swoich pokoi, rzuciła się mi na szyję i zawołała z płaczem:
— Wacławo! powiedz mi, co on myśli? co on czuje? O! wolała-bym sto razy, aby mi czynił najsroższe wyrzuty, niż tę jego przyjaźń chłodną, to jego uszanowanie, jakby obowiązkowe! Czyżby mnie przestał kochać? Czy mną pogardza? O! czuję, że nie przeżyła-bym tego!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.