wyrzutów, bo gdybyś coś podobnego przypuszczała, mogło-by ci to przykrość sprawić. Wszak nie spodziewasz się, abym ci czynił wyrzuty, nie prawdaż?
Mówiąc to, patrzył na nią z tak błagalnym wyrazem, jakby ją o największą prosił dla siebie łaskę. Zenia w milczeniu potwierdzająco skinęła głową.
— Dziękuję ci — wyrzekł Michał. — Ponieważ więc jesteś przekonaną, że nie zamierzam mówić z tobą dlatego, aby czynić ci wyrzuty, a przez to sprawiać ci przykrość, powiem, co mam na sercu i w głowie, krótko i śmiało.
Odetchnął głęboko. W całéj twarzy jego znać było wysilenie, jakie czynił nad sobą, aby prowadzić daléj rozmowę w tym samym, spokojnym tonie, w jakim ją rozpoczął.
Zenia nie podnosiła oczu i siedziała, jak skamieniała, usiłując ukrywać łzy za spuszczonemi powiekami.
Po kilku sekundach Michał cichszym trochę, niż zwykle, ale pewnym głosem, zaczął mówić:
— Droga Zenono! małżeństwo nasze nie jest szczęśliwe. Zrozumiéj mnie tylko dobrze. Kiedy mówię o nieszczęściu, mówię o tobie, nie o sobie. Dlaczego ty nie jesteś szczęśliwą? oto pytanie, które od kilku lat zadawałem sobie codzień. Nie wiedziałaś o tém, że zadawałem sobie to pytanie. Mniejsza o to! tak jednak było. Nie mam siebie za człowieka rozumnego, i owszem, jestem pewny, że nie posiadam
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.