działem, że ten wąż, który się około twego serca owinął, może cię śmiertelnie ukąsić i że możesz od tego umrzéć, powiedziałem sobie: powinienem wyjąć tego węża z jéj piersi; to do mnie należy, bo z mego powodu ona go nosi! Siedząc przy tobie choréj długo, długo, patrząc na twoję twarz, tak okropnie zmienioną, nie wiem już, przez ile dni i nocy, bom wtedy ich nie rachował, myślałem ciągle o tém, jakby ci to tego węża z piersi wyjąć. I obmyśliłem...
Zatrzymał się. Nagle rumieńce wybiły się na jego twarz bardzo bladą, powstał i, jednę rękę opierając na poręczy krzesła, drugą przyciskając do piersi, jakby chciał tém powstrzymać bolesne wicie się tego węża, o którym mówił, dokończył:
— Nie jesteś szczęśliwą ze mną, nie możesz być szczęśliwą ze mną; trzeba zatém, abyśmy się rozstali!...
Krzyk Zeni odpowiedział mu na te wyrazy. Porwała się z miejsca, blada śmiertelnie, wyciągnęła do niego drżące ręce i zawołała:
— Michale!
Zbliżył się do niéj, spokojny i poważny, wziął jéj ręce, uścisnął je i posadził ją znowu na kanapie.
— Masz dobre serce — mówił ze smutnym uśmiechem — przeżyłaś ze mną lat kilka, przywykłaś do mnie i dlatego to piérwsza myśl o rozstaniu się naszém sprawia ci przykrość. Ale ja nie powinienem i nie mogę korzystać z tego piérwszego wrażenia twego.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.