jéj ulegała stopniowéj zmianie, któréj dokonanie przyśpieszała wrodzona żywość jéj charakteru. Im uderzenie, którego doświadczyła, było silniejsze, im ostrzéj ugodziło ją ono w serce, imaginacyą i miłość własną, tém reakcya stawała się prędszą i bardziéj stanowczą. Tym razem prawdziwa wdzięczność należała się od Zeni owéj przyjaciółce do grobowéj deski, która zaostrzyła cios i niespodzianie rzuciła go na głowę młodéj kobiety. Ale o ileż większa jeszcze wdzięczność należała się od niéj człowiekowi, który wielkością swego serca i bezinteresownością swego uczucia pogodził ją z sobą, dowiódł jéj, że to, co posiadała już, było stokroć lepszém, niż to, za czém tak ślepo i gorączkowo goniła po świecie.
Do tego téż człowieka zwracały się teraz nieustannie myśli i uczucia Zeni. Po raz piérwszy wchodziła ona w siebie. Zastanawiała się, zdawała sobie rachunek z dni upłynionych marnie.
Pewnego dnia mówiła do mnie:
— Zdaje mi się, że to, co Michał mówił o związkach rodzinnych, o tém, że są one ważne, nietylko dla jednostek, ale i dla ogółu, jest wielką prawdą. Nigdy dotąd nie myślałam o tém. Było tak zapewne dlatego, że myślałam zawsze tylko o sobie.
Naturalnie, że nie szczędziłam czasu i słów, aby wyłożyć Zeni teoryą, jaką wyznawałam o społeczném znaczeniu rodziny, i parę godzin zeszło nam na rozmowie o tym przedmiocie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.