Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

zachodziło za góry, otaczające miasto, i ukośnemi promieńmi padało na ściany domostw i szyby okien. Ruch wielki był na ulicach. Dążyłyśmy do samotnego, zamiejskiego miejsca, gdzie-byśmy swobodnie użyć mogły letniéj woni i ożywczego pól powietrza. Nagle zatrzymane zostałyśmy długim szeregiem powozów, zaprzężonych pocztowemi końmi, które wszystkie stanęły naprzeciw otwartych na oścież wrót kościoła. Jedna z karet pokryta była kirem i widniała zeń czarna szata kapłana, w głębi kościoła widać było wzniesiony ozdobny katafalk i mnóztwo płonących świec jarzących. Z powozów wysiadało kilkanaście osób w żałobie, a pomiędzy niemi było kilka z daleka mi znajomych. Z karety, okrytéj kirem, liczna służba, ubrana w czarne płaszcze i białe galony, z pękami różnokolorowych wstęg na ramionach, wydobyła i uniosła do kościoła bogatą trumnę, z mirtowym wieńcem, złożonym na wierzchu, i z napisem, którego z dala nie mogłyśmy wyczytać. Wszystko zapowiadało bogaty pogrzeb; mirtowy wieniec, złożony na trumnie, oznajmiał, że spoczywały w niéj zwłoki dziewicy. Zaciekawiały nas podróżne powozy, w jakich przybył orszak pogrzebowy. Widocznie przybywał z dala, z obcych krajów może, bo kapłan, towarzyszący zwłokom, miał cudzoziemskie rysy; dosłyszałyśmy, jak do kogoś z orszaku przemówił słów kilka po włosku. Wiedzione ciekawością, spróbowałyśmy wejść do kościoła, co nie przyszło z łatwością, bo w mgnie-