Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

niu oka zaległ go znaczny tłum ludu. Zdołałyśmy wprawdzie docisnąć się do wnętrza, ale o wyczytaniu nazwiska, wyrytego na trumnie, nie można było ani myśléć. A jednak dziwnemu ulegałam pragnieniu wyczytania tego nazwiska. Wieniec mirtowy, złożony na trumnie, cyfra lat, którąśmy dojrzały, kapłan mówiący po włosku, i twarze znajome, dojrzane w orszaku, wszystko to ściskało mi serce bolesnym domysłem. Ten sam domysł musiała powziąć i Zenia, bo, ściskając mi rękę, ciągnęła mnie na przód i szeptała: — zobaczmy, zobaczmy, czy to nie ona! — Obie, niewiedząc jeszcze o niczém z pewnością, miałyśmy łzy w oczach. Nie było jednak sposobu przecisnąć się pomiędzy tłumem do środka kościoła. Musiałyśmy ograniczyć się miejscem niedalekiém od wejścia, i obejrzałyśmy się, czy nie zobaczymy, od kogo-by powziąć żądane objaśnienia. Tuż przy nas stała niemłoda kobieta, z roztropną i miłą twarzą. Zwróciłyśmy się do niéj z zapytaniem:
— To jakaś bardzo bogata panna — odpowiedziała — która we Włoszech umarła z suchot. Powiadają, że umierając, prosiła rodziców, aby jéj zwłoki zostały przywiezione do kraju i pochowane w rodzinném jéj miejscu. Otóż rodzice wiozą je teraz do dóbr swoich i złożono tu trumnę tylko na noc, bo tak późnym wieczorem nie chcą puszczać się w dalszą podróż. Panna miała liczną i bogatą familią, wielki posag i, powiadają, że bardzo była piękną.