— A nie wiész pani, jak się nazywała? — spytała Zenia drżącym głosem.
— Nie wiem — odrzekła kobieta. — Nie mogłam wyczytać nazwiska.
— Panna Helena X. — ozwał się tuż obok nas głos męzki, pochodzący od służącego, udekorowanego białemi galonami i różnokolorowemi wstęgami, który, stojąc blizko, posłyszał pytanie Zeni i pośpieszył dać żądane objaśnienie.
Wkoło trumny słychać było płacz stłumiony, może z piersi matki wychodzący... pod sklepienia kościelne unosiły się chóralne, żałobne śpiewy kapłanów, dymy palonych kadzideł, żółte światło świec migotało nad mirtowym wieńcem...
Przed oczyma memi stała śliczna towarzyszka méj młodości, ze swą wiotką postacią, bladą twarzą, o rysach cudownie przez naturę wyrzeźbionych, z głębokiém wejrzeniem szafirowych oczu, z zapowiedzią wczesnéj śmierci, migocącéj na dnie źrenic. Zdawało mi się, że, jak przed kilku laty, słyszałam jéj opowiadanie o swojéj „pogoni za ideałami”, w któréj życie, kropla po kropli, ustępowało z jéj piersi, i jak, pochylając w zadumie myślące swe czoło, różanemi ustami szeptała: — „a jednak zdaje mi się, żeśmy do czego innego stworzone”.
Z ciężkiemi myślami opuściłyśmy kościoł i, porzuciwszy zamiar przechadzki, smutne weszłyśmy do mieszkania Zeni. Połowa wieczoru zbiegła nam na
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.