Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.


XXIV.

Lato zbliżało się ku końcowi. Nie było już w W. Zeni, nie było i moich ukochanych uczennic. Dwa miesiące czasu zostawało mi do objęcia nowych zajęć, miesiące, w których nie miałam miéć żadnych obowiązkowych zatrudnień.
Każdy, kto przez czas długi oddawał się pilnym, systematycznym zajęciom i wytwarzał niemi sobie warunki bytu fizycznego i moralnego, pojmuje, jak silne wstrząśnienie sprowadza nagłe urwanie się téj jednostajnéj codziennéj przędzy życia. Budząc się z rana, człowiek ze zdumieniem pogląda na godziny dnia, nie wiedząc sam, coby z niemi począć, a potém, gdy słońce wzniesie się ku południowemu punktowi horyzontu i zwolna spływać zacznie po pochyłości, do zachodu wiodącéj, tęskni nieledwie za tym ciężarem, który przez tyle dni, miesięcy, lat dźwigał na barkach swoich, przeciwko któremu buntował się może nieraz, w złych chwilach zmęczenia i tęsknoty za czém inném, ale z którym nakoniec zrósł się aż do ukochania go, aż do tak ścisłego z nim zjednoczenia się, że, pozbawiony swego surowego i dokuczliwego towarzysza, sam już nie wié, kędy ma stąpić i w którą stronę zwrócić wątek myśli, nawykłéj jednostajnym postępować torem.
Wtedy, chcąc nie chcąc, człowiek zwraca się do