Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

uchu z szeptem narzeczonych, niby szary obraz mojéj przyszłości, połączony ze światłym obrazem ich doli...
Płakałam i zaledwie czułam, jak miękkie ramię przyjaciółki otoczyło moję szyję, i twarz jéj przytuliła się do mojéj twarzy... Wstydziłam się saméj siebie i płakałam...
Nagle skrzypnęły wrota ogródka, męzkie stąpanie ozwało się na żwirowanéj ścieżce.
— Ktoś nadchodzi! — szepnęła Emilka.
Przestraszona myślą, iż ktokolwiek obcy łzy moje zobaczy, odjęłam ręce od oczu i poskoczyłam z miejsca, ale zaledwie stanęłam u wyjścia z altany, tam, kędy gałęzie winogradu, osrebrzone światłem księżyca, w malowniczych splotach opadły mi na suknią i głowę, stanęłam jak wryta, i okrzyk mimowolny, okrzyk, w którego dźwięku mieścić się musiało mnóztwo różnych uczuć, wydarł się z mojéj piersi. Przede mną stał człowiek snów, marzeń i przeczuć moich... Usłyszawszy krzyk, jaki wydałam, stał przez chwilę z lekkiém zdumieniem na twarzy, potém głębokie, jak morze, spojrzenie jego błysnęło radością niezmierną, wziął moję rękę i podniósł ją do ust....
Mam-że opowiadać treść dni i wieczorów, jakie nastąpiły potém? Była to jedna smuga czystego światła, która na dwoje przerznęła moje życie, a na