Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

drugą jego połowę rzuciła łunę nieskończonego szczęścia.
Zdawało nam się, że znajomość nasza była bardzo dawna, i nie mogliśmy nawet przypomniéć sobie czasu, w którym byliśmy sobie nieznani; każde z nas sprawdzało dla drugiego najtajniejsze przeczucia serca i najgorętsze marzenia umysłu. Nie pojmowaliśmy, jak można było tak długo obywać się bez siebie, a jednak z radością i dumą oglądaliśmy się na przeszłość, którą każde z nas przebyło z osobna, bo dawała nam ona rękojmią, żeśmy wzajemnie zasłużyli na siebie. A jednak żadne z nas nie wyraziło tego wszystkiego w słowach, ale twarze nasze wzruszone były otwartemi księgami, w których oboje czytaliśmy wyraźnie i z zachwyceniem.
Wszystko, co żyło na niebie i na ziemi, służyło nam za symbole i litery do wyrażania uczuć naszych: każde słowo, jakie wychodziło z ust moich, lub jego, zawiązywało między nami coraz nowy węzeł; każda minuta, spędzona razem, wzmacniała w nas przekonanie, że jednostajnie czujemy i myślimy, i dawała nam przedświt i przeczucie, że jedną drogą odtąd podąży wspólne istnienie nasze ku wspólnemu końcowi...
Znowu zaprzestałam siadywać wieczorami na progu domu i przypatrywać się, jak zefiry przędą z białych obłoków różne napowietrzne kształty, ale to dla-