Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

już miała wzroku do zobaczenia ich, słuchu do usłyszenia ich mowy, i głosu do powiedzenia im tego, co może tkwi w niespokojnych, lubo gasnących jéj oczach, i odzywa się w jękach, jakie wydaje pierś jéj, już na wpół bezwładna.”
Przebiegłszy oczyma list ten, stałam długo, jakby gromem rażona. Po rozkosznéj godzinie, jaką przeżyłam przed chwilą, po tych słowach czarownych, szeptanych mi do ucha ukochanemi ustami, ta wieść o śmierci, te wyrazy Rozalii, tak wydatnie malujące dziwną naturę téj przewrotnéj dziewczyny, legły przede mną, jak pas grubych ciemności, przerzynający tę szeroką smugę promienistego światła, na któréj przed chwilą postawiłam stopę, sądząc, że na niéj popłynę już bez przerwy w nieskończone przestrzenie wiekuistego szczęścia. Trzeba się było jednak obudzić i wytrzeźwić. Cała nasza gromadka zebrała się wkrótce około stołu, na którym pod światłem lampy leżała ćwiartka papieru, zakreślona bujném, kapryśném, niecierpliwém i nierówném pismem Rozalii.
Matka moja była pogrążona w szczerym i głębokim żalu. Lata dzieciństwa i piérwszéj młodości, jakie spędziła przy babce Hortensyi, jako przy jedynéj swéj opiekunce, przyszły jéj na pamięć, i dziś, przedstawiając sobie tę starą, dumną i tak twardą niegdyś kobietę, złożoną na łożu boleści i śmierci, zapomniała o wszystkiém, co ją kiedyś z nią rozdzieliło,