Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

i pochyliła twarz na dłonie, płacząc szlachetnemi łzami przebaczenia i litości. Widząc ten jéj smutek, czując całą powagę, jaką chwila ta miała dla niéj, nie uznałam za stosowne oznajmiać jéj wieści weselnéj, jaką w sercu swém nosiłam. Odłożyłam to na późniéj, aby osobistą radością i nadzieją nie ubliżać obrazowi śmierci, jaki wkrótce miał się przedstawić naszym oczom.
Nazajutrz, jak najraniéj, puściłyśmy się w podróż, a towarzyszył nam ten, którego w cichości serca nazywałam narzeczonym moim, lubo otaczający nas ludzie nie wiedzieli jeszcze o tém imieniu, które nas już na zawsze łączyło z sobą. Emilka nie chciała nas odstąpić i jechała z nami. Madzia została w domu z Binią, bo niedawno otrzymała była list od ojca, w którym naznaczał bardzo blizki dzień przybycia swego do W., a oprócz tego obawiała się w zamieszaniu, jakie śmierć sprawia zwykle w domu, w którym zagości, ujrzéć matkę, o któréj wiedziała, że jest dla niéj nieprzebłaganą.
Tak tedy przy schyłku dnia jesiennego ujrzałam znowu owę piękną dolinę, wieńcem wzgórz otoczoną, rzeką szarą i bystrą przerzniętą, ze starożytnym dworcem pośrodku, zdala świecącym białemi ścianami murów, ponsową blachą dachów i całym przepychem odwiecznych parków i ogrodów.
Znowu na ganek wielkiego starego domu wyszedł