Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

wnych kształtów blado-różowe jéj usta poruszały się zwolna i zniżonym głosem czytały modlitwę. Była to Rozalia.
Naprzeciw Rozalii, wsparta o wysoką poręcz łoża, tuż nad głową umierającej, stała niemłoda kobieta, w białym czepeczku, włożonym na czarne, gładko nad skroniami zaczesane włosy. Na ciemnéj, okrągłéj jéj twarzy nie było żadnego wyrazu, który-by świadczyć mógł o jéj wewnętrzném w téj chwili usposobieniu. Snadź nie uznając za przyzwoite okazywać istotnego swego uczucia, wolała ściągnąć z twarzy swéj wszelki wyraz i uczynić ją całkiem nieruchomą. Oczy jéj spuszczone były, ręce pobożnie splecione na poręczy łoża, głowa pochylona także pobożnie i pokornie, i tylko usta nieposłuszne woli, hamującéj wszelkie objawy poruszeń duszy, otwierały się co moment, aby pokazać dwa rzędy białych, błyszczących zębów. Były to, jakby uśmiechy, zatrzymywane w przelocie, wpierane gwałtem w głąb’ piersi, ale wyrywające się zawsze, aby przez chwilę na nieruchomą twarz rzucić brzydką łunę zjadliwéj radości.
Na przyćmioném tle zasłoniętego firanką okna niewyraźnie rysowała się pochylona postać staréj kobiety, w czarnéj szacie, z głową okrytą koronkowym czepcem i opadłą na piersi. Usta miała zwarte, białe i wyschłe ręce nieruchomo splecione na kolanach, wzrokiem, w którym zagasł wszelki blask