Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

rozplotły się, a z za białych zębów, które się pokazały w całym swym blasku, wyrwał się okrzyk zdziwienia i gniewu...
Rozalia podniosła powieki i przestała czytać modlitwę, a idąc za wzrokiem swéj matki, spojrzała na nas. Wnet podniosła się z klęczek, milcząca i surowa, i skinęła nam z dala na powitanie. Babka Hortensya wyprężyła na nią wzrok i z piersi wydobyła dźwięk niewyraźny, brzmiący jednak pytaniem. Rozalia postąpiła parę kroków, pochyliła się nad nią, milcząc ciągle, ujęła bezwładną głowę jéj w obie dłonie i zwróciła ją ku nam. Zapadłe i gasnące, ale dumne jeszcze i surowe, oczy babki Hortensyi, długo błądziły po pokoju, gdyż nie było już w nich dość siły, aby od razu trafić mogły na przedmiot, wskazywany im wyciągniętą ręką Rozalii; nagle zobaczyła nas, w źrenicach zamigotało coś, jakby radość; rzuciła się na łożu z głuchym okrzykiem, chciała podnieść się, ale nie mogła, chciała wyciągnąć ręce — i tego nie mogła, i różowe plamki wystąpiły na kredową białość jéj policzków.
W mgnieniu oka obie z matką klęczałyśmy przy niéj... Kilka chwil trwała niema rozmowa, jaką prowadziły z nami oczy umierającéj. Nagle babka Hortensya oderwała wzrok od naszych twarzy, a przeniosła go na twarz Rozalii; ta, przyzwyczajona snadź rozmawiać niemą mową jéj oczu, wnet zbliżyła się, milcząca ciągle i surowa. Babka uczyniła wysilenie,