w twarz umierającéj, głęboko smutne. Pani Rudolfowa wysunęła się z za poręczy i postąpiła parę kroków, nie zbliżyła się jednak do nas i nic nie mówiła; czułyśmy tylko, że pożerała nas oczyma; a gdy raz rzuciłam na nią przelotne wejrzenie, zobaczyłam, iż stała z rękoma skrzyżowanemi na piersi, w postawie oczekującéj, niemal wyzywającéj, a tak osłonięta fałdą zasłony spuszczającéj się nad łożem, aby jéj chora widziéć nie mogła. Babka tymczasem leżała nieruchomie, zmęczona, z przymkniętemi powiekami, tylko brwi drgnęły od chwili do chwili, albo ręce poruszyły się i zadrżały, jakby chciały wyciągnąć się dla objęcia lub odepchnięcia czegoś lub kogoś, ale zawsze opadały bezwładne, a wtedy głuche westchnienie wydzierało się z jéj piersi. Znać było, że w tém ciele, zgruchotaném niemocą, żyła i mocowała się jeszcze dawna wola niezłomna, że pod tą czaszką, spoczywającą na śmiertelném węzgłowiu, pracowała jeszcze myśl przytomna, a w piersi, wyschłéj i nawpół objętéj śmiercią, huczały ostatnie żądania, kto wié? zgryzoty może i żale gorzkie...
W przyległym pokoju słyszéć się dały liczne kroki. Na progu stanęła Rozalia, a za nią ukazało się kilka osób. W liczbie tych ujrzałam mego narzeczonego, Emilią, stare sługi domu, dwóch czy trzech mężczyzn z sąsiedztwa, którzy może przybyli przed chwilą, wiedzeni ciekawością, czy współczuciem dla umierającéj. Rozalia zwolna zbliżyła się do łoża
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.