Rozalia szybko przebiegła pokój i, dobywszy mały, złoty kluczyk z pod jednéj z poduszek babki, podała go hrabiemu. Otworzył szkatułkę i wydobył z niéj spory zwój papierów, zapieczętowany w dużéj kopercie kilku herbowemi pieczęciami.
— Jak się zdaje jest to testament pani Hortensyi — wymówił. Rozalia skinęła głową potakująco.
— Czy możesz pani przywołać babkę swą do przytomności? — zapytał.
Rozalia podeszła znowu do chorej, przyklękła przy niéj, położyła dłoń swą na jéj ręku i, nachyliwszy się prawie do jéj ucha, zawołała:
— Babciu! oto testament twój jest już w ręku hrabiego Witolda. Co chcesz, aby z nim uczynił?
Babka podniosła powieki, ale tym razem w źrenicach jéj słaby już tylko zostawał blask życia i myśli przytomnéj. Zdawało się, że jakaś trwoga niepojęta od chwili do chwili wstrząsała jéj brwiami i powiekami; nakoniec z wielką ciężkością zwróciła wzrok swój na moję matkę, która stała ciągle u jéj łoża, blada, przerażona i spłakana. Popatrzyła na nią chwilę, potém na mnie. Przez cały ten czas pani Rudolfowa starała się spotkać wzrokiem jéj oczy, ale nie mogła, bo źrenice babki, z ostatkiem zda się przytomności i energii unikały miejsca, na którém stała. Hrabia Witold ze zwojem papierów w ręku, wydobytych ze szkatułki, zbliżył się i łagodnym głosem zapytał:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.