— Co pani z tém pismem uczynić rozkażesz?
Nic nie odpowiedziała... Usiłowała tylko odpowiedziéć, ale nie mogła.
— Babciu! — powtórzyła Rozalia — co chcesz uczynić z tém pismem?
Jeszcze nie odpowiedziała.
Nagle krzyknęła z głębi piersi, wyprężyła ręce, pochwyciła niemi okrycie z konwulsyjną mocą, dźwignęła się, usiadła. Na policzkach jéj nie różowe już plamki, ale krwawe osiadły rumieńce, oczy pałały, widać było, że w téj chwili odbył się w niéj ostatni akt żelaznéj woli, że był to ostatni wybuch dogorywającego płomienia.
Parę sekund poruszała wargami, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego głosu, nakoniec rozległ się po pokoju szept bezdźwięczny, głuchy, ale tak wyraźny, tak przenikający, taki potężny grobową jakąś mocą, że obił się o wszystkie kąty, a twarze przytomnych pobladły.
— Odmienić! — szepnęła moja babka, a oczy jéj otwierały się coraz szerzéj i głowa trzęsąca się rozwiewała siwe włosy po białéj pościeli — chcę odmienić!...
Nie mogła dokończyć wyrazu, ale rękę, ostatniem życia drżeniem wstrząsaną, wyciągnęła ku mojéj matce.
— Skrzywdziłam! — zawołała, zawsze tym samym okropnym szeptem — oddać jéj połowę... połowę...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.