Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle umilkła, wargi jéj trząść się zaczęły, oczy, utkwione w jeden punkt, rozszerzyły się niezmiernie i napełniły paniczną trwogą, po chwili stały się szklane, okropne drgnienie wstrząsnęło całém ciałem, z przeszywającym jękiem upadła na poduszki, szklanego wzroku nie spuszczając z przedmiotu, który zdawał się w niéj wzbudzać śmiertelną trwogę. Wszyscy zwrócili oczy w kierunku szeroko rozwartych źrenic babki i wszystkich oczy zbiegły się na postaci pani Rudolfowéj. Okropną była w téj chwili! Cała brzydka, niemniéj jednak uporczywa energia téj istoty, skupiła się teraz w jéj wejrzeniu, którém piorunowała konającą. Buchał zeń ogień jakiś szatański, rozkazujący, groźny, a okropną sprzeczność stanowił z nim uśmiech, który wisiał na ustach, żałosny dla ludzi, szyderski, pełen żółci i jadu dla téj, którą nim gromiła. Kiedy z dreszczem wstrętu odwróciłam od niéj oczy, babka moja martwa już leżała pod swém okryciem z atłasu i gronostajów, a w téj-że chwili wybuchnął za mną spazmatyczny płacz kobiecy, pełen jęków, krzyków i głośnego szlochania. Była to pani Rudolfowa, która rzuciła się na posadzkę, łamała ręce, targała włosy i w okropny sposób wykrzywiała twarz, na którą żadną miarą nie chciał wstąpić wyraz szczerego żalu.
Od wstrętnéj téj komedyi wszyscy odwrócili oczy i z uroczystą czcią, jaką śmierć wzbudza, przenieśli na umarłą.
Ostatnia sekunda konania starła z jéj twarzy