Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

tego groźnego i uroczystego obrazu śmierci, któremu po raz piérwszy przyglądałam się zblizka, i nic nie czułam prócz troskliwéj, ojcowskiéj niemal opieki, jaką w tłumie i zamieszaniu, dom napełniającém, roztaczał nade mną mój ukochany. Zawsze znajdował się tam, gdzie ja byłam, strzegł mnie od opuszczenia i zaniedbania, ułatwiał trudne położenie ubogiéj dziewczyny, przybyłéj do śmiertelnego łoża bogatéj krewnéj, zasłaniał przed szyderczemi uśmiechami i złośliwemi podejrzeniami tych, co radzi-by widziéć we mnie chciwą istotę, czyhającą na spadek, a co najważniejsze było dla wszystkich, na spadek, o którym wiedziano powszechnie, że dostanie się komu innemu. Około osoby, któréj spadek ten prawdopodobnie miał się dostać, skupiały się wszystkie świetności i wielkości, przybywające na pogrzeb bogatéj pani. Liczne grono otaczało wciąż panią Rudolfową. Wszyscy starali się pocieszać ją, z całéj mocy w gruncie będąc przekonani, że rozpacz, a nawet smutek, dalekiemi od niéj były.
Ale nie należało to wcale do rzeczy. Czyliż nie dawała ona wszelkich pozorów żalu, a światu czyliż nie najbardziéj chodzi o pozory? A zresztą i przedewszystkiém, czyliż nie miała zostać dziedziczką Rodowa? Od chwili śmierci mojéj babki, świat dorozumiewać się w niéj zaczął osoby bogatéj, a łzy ludzi bogatych, to w oczach świata złoto i brylanty... któż się pyta o to, ażali nie są fałszywe?