kilku mężczyzn, najwięcéj poważnych świadków, a daléj na taburetach i kanapach siedzieli krewni dalsi i blizcy, sąsiedzi i znajomi, z odległych stron przybyli. Pomiędzy tą mozaiką twarzy, różnorodnych rysów i charakterów, uwagę moję zwracała najbardziéj jedna twarz męzka, żółta, wychudła, z oczyma zakrytemi szafirowemi szkłami okularów. Był to Henryk S. Od czasu, jak-em go nie widziała, zmienił się bardzo. Postarzał, włosy nad czołem wypadły mu prawie zupełnie, w wyrazie twarzy jego malował się pewien, jakby przyrośnięty już do niéj, niepokój. Zdawało się, jakby przez długie dni i lata pozostawał był w tajemniczéj jakiéjś trwodze; na czole nosił przykrą, głęboką zmarszczkę, a nerwowe drganie przebiegało od czasu do czasu jeden z jego policzków. Stał jednak wyprostowany, uśmiechał się wybladłemi usty do tych, którzy uśmiechali się do niego, i chwilami roztwierał i zamykał palce zwykłym sobie ruchem, ale teraz częściéj już były one nieruchome i tylko wraz z policzkiem drgały nerwowo... Emilka siedziała obok mnie w ciemnym kątku salonu i oczy, co chwila zachodzące łzami, trzymała wlepione w twarz brata.
— Nie prawdaż — szepnęła mi na ucho — że Henryk wygląda tak, jakby się czegoś wciąż obawiał?..
W téj chwili ten, o którym mówiła, potoczył dokoła szafirowemi szkłami i spotkał niemi moje spoj-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.