Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

myśl pracującą w błędném kole. Pan Rudolf odwrócił wzrok od niego i mówił daléj:
— Nie pomnę już, przed ilu laty, bo gdy-bym wierzył własnemu poczuciu, sądził-bym, że przed stu lub przynajmniéj kilkudziesięciu, prawdopodobnie zaś nie więcéj, jak przed kilkunastu laty, w obcym, odległym kraju, spotkałem ojca tego oto człowieka, (tu wzrok jego coraz więcéj płonący upadł znowu na twarz Henryka) i, jako towarzysz jego młodości, jako sprzyjaźniony z nim przez długi przeciąg czasu, otrzymałem ostatnie jego zwierzenie ustne i piśmienne.
Piérwsze, jak wiadomo, nie mogło miéć żadnego wobec prawa znaczenia; drugie, nakreślone umierającą ręką, było tylko powtórzeniem tego, co ojciec rodziny, opuszczając dom swój na zawsze, powierzał jedynemu synowi swemu, jako wyraz woli swéj i przebudzonego widokiem śmierci sumienia. Sądzę, że nie mam potrzeby opowiadać, w jakiém znajdowałem się położeniu w czasie, gdy umierający przyjaciel powierzył mi pismo, którém nagradzał krzywdę wyrządzoną, uiszczał się z długu, połączonego z najświętszym obowiązkiem wdzięczności, i mienie swoje rozdzielał pomiędzy wszystkie swe dzieci, które jednakową kochał miłością. Wszyscy tu obecni wiedzą zapewne, że podróżowałem naówczas z osobą, któréj imienia nie mam potrzeby wymieniać; jeśli zaś ktokolwiek nie wié o szczegółach, towarzyszących ówcze-