snéj mojéj podróży, niech mi przebaczy, że powtarzać ich nie będę... Wyznaję... było-by to nad siły moje...
Głęboki rumieniec pokrył twarz jego i bardzo szybko zamienił się w bladość — potém odetchnął ciężko i mówił daléj śród ogólnego, pełnego uwagi i podziwu, milczenia:
— Pismo, powierzone mi przez przyjaciela, który na ręku moich, daleko od rodziny swéj, ducha wyzionął, złożyłem wraz z pewnemi drogiemi przedmiotami, które posiadałem. Klejnoty i pismo zginęły mi jednocześnie... Jakim sposobem? niech odgadną ci, którzy wiedzą o okolicznościach, towarzyszących ówczesnéj mojéj podróży... Mówić o nich, choć-bym chciał, nie mogę, a gdy-bym mógł, to-bym nie chciał. Dostatecznie będzie, jeśli powiem, że w tym samym czasie w sercu mojém pękła jakaś struna, a straszny dźwięk jéj zagłuszył we mnie na długo pamięć o wszystkiém. Wróciłem do domu i, odzyskawszy samego siebie, przez lat kilka dręczony byłem poczuciem krzywdy, jaka się stała przeze mnie, i niepewnością tego, co miałem czynić. Nakoniec głos sumienia przemógł wszystkie względy; wiedziałem, w czyich ręku pozostało pismo, o którém mowa; postanowiłem więc odzyskać je... i odzyskałem.
W téj chwili przerwał mowę Rudolfowi głuchy jęk połączonéj trwogi i wściekłości. Wydał go Henryk. Pobladłe wargi jego otworzyły się, zadrżały i słychać
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.