Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

powierzone pieczy. Spostrzegł on już znać twą skłonność do świetnego stanu milionera, i uspokoił sumienie swoje, powierzając innym to, co był powierzył tobie, co przewidywał, że, jak w otchłań, zapadnie w twą ciemną duszę i zniknie.
Tu nastąpiła scena nie do opisania, pełna zgrozy i ohydy. Obecni oglądali pismo, poświadczali podpisy świadków i potwierdzenia miejscowego urzędu, a po całéj sali, jak szmer monotonny, przytłumiony, chwilami wybuchający, popłynęło, mnóztwem ust powtarzane, pytanie: „Gdzież ten testament? gdzież się podział ten testament?“ Pytanie to, którego szmer z razu był cichy i niby z osłupionych nagłém zdziwieniem umysłów wychodzący, powoli wzmagał się, rósł i rozszerzał, aż groźną falą owionął całkiem bladego człowieka, z pod którego stóp, zdawało się, że grunt się osuwał, tak mu one drżały i chwiały się, nad którego głową, zdawało się, że nocne zawisły ciemności, taki posępny wyraz na twarz mu spłynął. Szamotał się przez chwilę z tą falą jednego strasznego, mnóztwem ust zadawanego, pytania, aż fala ta odpłynęła i zostawiła go samotnym, nie tak jak samotnym jest żeglarz, który po długiém na morzu wędrowaniu, stanął w bezpiecznéj przystani, ale jak opuszczonym znajduje się rozbitek, wyrzucony na dzikie, głazami najeżone wybrzeże. Fala groźnego pytania odpłynęła od młodego człowieka, bo ludzie odstąpili go, jak zarażonego, i cofali się póty, póki