Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

rał się ocierać trzęsącemi się rękoma, starał się a nie mógł, bo ręce odmawiały mu posłuszeństwa. A oskarżyciel jego opowiadał, a ludzie słuchali, i słuchał prawnik, i maczał pióro w atramencie, i gotował się pisać akt urzędowy oskarżenia i przygotowanéj przez nie restytucyi...
On czuł, że tonie, i próbował jeszcze ratować się.
— Panowie! — mówił drżącym i błagalnym głosem — prawo jest za mną! Któż mi dowiedzie, żem zniszczył ojca mego testament? gdzie są dowody?
I probował raz jeszcze uśmiechnąć się po swojemu, to jest szydersko i z tryumfem, probował, ale nie uśmiechnął się, bo Rudolf wskazał na drzwi, przy których stali dwaj ludzie, ludzie niepozorni, słudzy może, może lichwiarze, ludzie zaledwie odziani i z ciemnemi twarzami, ale straszni, straszni znać dla tego, na kogo wytężyli z całą mocą wzrok mściwy i obelżywy, bo Henryk zachwiał się, krzyknął głucho i upadł na kolana.
— Oto świadkowie — wymówił oskarżyciel — oto ludzie, którzy wiedzieli o przestępstwie tego człowieka, o pokrzywdzeniu przezeń gotowi świadczyć przeciwko niemu. Wyszukałem ich i przywiodłem; co zaś wiedzą, i jakiemi drogami doszli do świadomości téj, niech opowiedzą sami.
Okropne potém widziałam i słyszałam rzeczy. Świadkowie świadczyli, opowiadali, składali dowody, przytaczali nazwy dat i miejsc; obecni zapytywali,