czu się wijącym, obłąkanemi oczyma toczącym dokoła i z ust wyrzucającym bezładne wyrazy zgryzoty, trwogi i wściekłości, stanął prawdziwy anioł litości i przebaczenia...
Anioł ten miał blade, zwiędłe nieco, błękitnookie i kryształowe, łzami zalane oblicze Emilii...
Zbliżyła się ona do brata, uklękła przy nim, objęła go ramionami i, głowę jego złożywszy na swéj piersi, mówiła z cicha:
— Henryku! jam siostra twoja! piérwsza przebaczyć ci powinnam i przebaczam, i kocham cię... teraz, gdyś taki nieszczęśliwy!
W odmęcie rozpaczy i nieprzytomności, w jakim był pogrążony, zrozumiał ją i podniósł na nią oczy, które nagle nabiegły wyrazem, podobnym do tego, jaki napełnia wzrok zdziwionego dziecka.
— Siostra! — wymówił, wpatrując się w słodką twarz, która zwieszała się nad jego twarzą. — Któż mi teraz będzie siostrą, któż mi będzie bratem? Jam zbrodniarz, zbrodniarz! wolę ojca mego spaliłem i popioły jéj rozwiałem na cztery wiatry świata! Kajdany! kajdany! o, przestrachu dni moich! o, zmoro moich nocy! Wzięłaś mię więc w okropne kleszcze swoje!
Emilka pokropiła skronie brata orzeźwiającą wodą, którą jéj podałam, i z siłą, co niewiedziéć zkąd wzięła się w téj szczupłéj i delikatnéj istocie, podniosła go z ziemi. Chwiał się, jak człowiek upojony; oczy jego to mgliły się i rozjaśniały nieprzytomnym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.