Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

stron tych wydalony zostałem utratą mego mienia? Czyliż będę opowiadał to życie, pełne wstydu i gorzkich łez, połykanych ze śmiechem na ustach? Przez te lat kilka byłem wszystkiém i niczém nie byłem... Zaczynałem pracować w handlu i rzemiośle, i rzucałem pracę, aby rezydować u bogatych krewnych, lub służyć za igraszkę dawnym przyjaciołom w chwilach ich znudzenia... Tu i owdzie wygrywałem garść pieniędzy w karty, lub inną grę jaką... ten i ów, widząc położenie moje, zwrócił mi jakiś dług, zaciągnięty u mnie dawniéj, i tak żyłem z dnia na dzień. Byli tacy, co się śmieli ze mnie, i tacy, co się nade mną litowali. Śmiech stanowił jedno, a litość drugie ramię tych kleszczy, które ściskały mi gardło, a śmiały się hańbą. Byłem wszędzie i nigdzie nie byłem, bo wałęsałem się po wszystkich kątach świata, a nikt mnie nie spostrzegał, bom znaczył w świecie mniéj, niż ziarnko piasku, tyle, ile w świecie znaczy próżniak i zjadacz cudzego chleba. O! okropne życie! Po cóż ci je rozpowiadam, Rozalio? Albożeś go nie znała? Albo-żem ci o niém nie mówił? Alboż w życiu tém nie świeciłaś przede mną, jak jedyna gwiazda przebaczenia, jak słońce drogich wspomnień, jak jedyna na świecie istota, o któréj powiedziéć mogłem: kocha mnie? Od czasu do czasu biegłem do ciebie, aby z ust twoich posłyszéć ten wyraz, na którego skrzydle unosiłem się w te chwile dawne, dawne, gdy nade