Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

mną, uśpioną dzieciną, pochylona, wymawiała go matka moja! Biegłem do ciebie, aby spojrzéć w twoje ukochane oczy, i rękę twoję do ust przycisnąć, i wracałem do nędzy mojéj od ciebie, bo mogłem-że wplatać cię wraz ze sobą w ohydne koło moich losów, losów, przeze mnie samego zgotowanych?
Urwał mowę, zakrył twarz dłońmi i płakał. Rozalia patrzyła znowu na niego, ale we wzroku jéj zniknął gorączkowy ogień, co go przed chwilą rozpalał, z ust ześlizgnęło się szyderstwo, i cała twarz przybrała wyraz wielkiéj powagi, z głębokim połączonéj smutkiem. Agenor podniósł po chwili głowę i mówił znowu:
— Jeżeli wielkie były moje winy, to i wielką za nie poniosłem pokutę, pędząc życie wbrew sercu memu, które się wciąż wielkim głosem upominało o ciebie, wbrew sumieniu, które podnosiło się i groziło mi zawsze, bo nigdy całkiem nie zamarło we mnie. Ale sroższą, o! stokroć sroższą karą i pokutą jest dla mnie ta chwila, w któréj ty, Rozalio, odtrącasz mnie od siebie, ty, co jedna na całym świecie przebaczałaś mi, i zamiast wzgardy lub pośmiewiska, podawałaś mi dłoń wierną i kochającą. Bądź za to błogosławioną! W otchłań nędzy i osamotnienia, jaka mię czeka, poniosę obraz twój, jak drogocenne pamiątki, które — kto wié? — uchronią mnie może od ostatecznego zepsucia, o które na drodze, jaką idę, tak