Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 091.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A zawsze jednak nie będziesz jej miał, — rzekł Tozio.
— Zobaczymy, — odparł Graba.
— Chyba się ożenisz!
Qui vivra verrá!
I trzy pary oczu błyszczące w szczelinach żaluzji, upornie wpatrywały się w postać dziewicy, która nie domyślając się, że jest celem innego, niż macierzyńske, spojrzenia, swobodnie odrzuciła z pięknych ramion szerokie rękawy i rozmawiając z matką machinalnie przesuwała w cieńkich palcach gruby opuszczony warkocz. Po zamyślonem jej czole igrały księżycowe promienie i ześlizgując się z liści lipowych łączyły głowę jej z głową matki, szeroką nimbą światłości.
Ale najoporniej ze wszystkich wpijały się w nią czarne oczy pana Graby. Zdawało się, że ogniem , który w nich płonął, przepalą one ażurowe kraty żaluzji, z amienią w popiół delikatne gałązki bzu rosnącego przed oknem, a z czoła dziewicy spędziwszy srebrne promienie, opalą je swym żółtawym namiętnym blaskiem. W gorących strefach podzwrotnikowych krain zawieszony na szczycie drzew, po przez liście palmowe zgłodniały boa takim wzrokiem patrzeć musi na chyżą gazellę kąpiącą w źródle swe śnieżne stopy, jakim pan Graba po przez otwory swej żaluzji patrzył na Kamilę kąpiącą swą piękną i dumną postać w srebrzystych odblaskach nocnego światła.
— No, panowie! dosyć już tej kontemplacji, albo zanudzicie mnie na śmierć! - ozwał się w głębi pokoju mającego okno z żaluzją, głos stłumiony poziewaniem.
Słowa te mówił Ordynat Zrębski, leżący na sofie z twarzą zwróconą do sufitu i z cygarem w ustach.
— Pójdź sam, spojrz na nią, — odpowiedział Kloński odstępując od okna.