Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W mgnieniu oka Komorowska przyniosła wszystkie żądane do tualety przedmioty.
— O tak, to dobrze! — mówiła wkładając na Celinę ciężką jedwabną suknię, — pokaż pani panu, że o niego niedbasz, a zaraz zlęknie się i opamięta. Z tymi mężami to tak trzeba, energicznie, nie ustępować ni kroku, bo inaczej, zaraz chcą za nos wodzić nieszczęśliwe żony... To tak jak ja bywało z nieboszczykiem moim mężem...
Celina nie słuchała rozwlekłej gawędy starej sługi. Z rodzajem gorączkowego pospiechu wkładała suknię, zapinała złotą broszę, wkładała kolczyki w uszy, bransolety na ręce i w moment poprawiła sobie loki.
— Tak, tak, — szeptała do siebie, — będę latać po świecie tak jak Staś, zobaczym, czy jemu będzie to miło.
Tualeta była gotowa, a w salonie panował największy nieład przez nią sprawiony. Na krzesłach leżały porozrzucane: penioar, koronki, różne pudełka i pudełeczka, posadzka usłana była papierkami od papilotów, kokardkami i wstążeczkami. Lolo wbiegł do salonu i piszczał z całej siły widząc, że jego pani ani myśli się nim zajmować.
Nagle otworzyły się drzwi i lokaj zaanonsował:
— Pan Kalikst Graba!
— Ach Boże mój! — zawołała Celina, która właśnie zaczęła wkładać rękawiczki, — taki nieład! Komorosiu, zabierajże prędko to wszystko. Muszę przyjąć tego pana Grabę, bom ciekawa go poznać. Prędzej, prędzej Komorosiu! Proś pana Grabę, — dodała zwracając się do lokaja.
Komorowska zbierała co tchu rozrzucone rzeczy swej pani, gderając niecierpliwie:
— A bo to Chryste Panie, szczególną modę pani wymyśliła, żeby też ubierać się nie w gabinecie, ale w salonie! Boże odpuść! czyste dziecko z pani!