Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ucichła muzyka organów, ksiądz odstąpił od ołtarza i usiadł pod baldachimem z purpurowego aksamitu, otoczony asystencją kościelną jak król w swym majestacie.
Na mównicę wstąpił ulubiony mieszkańców M. kaznodzieja. Kazanie było długie, słuchano go z uwagą. Ci nawet, którzyby radzi o czem innem myśleć, słuchali też pilnie, bo kaznodzieja miał w mieście wielki wpływ i popularność, i wstydby był nic nie umieć powiedzieć o jego mowie.
Nakoniec kapłan wyrzekł: Amen i wziął w rękę leżącą na boku małą, czarno oprawioną książeczkę. Publiczność nie odwróciła głów od ambony, ksiądz zaczął czytać dobitnym i donośnym głosem:
„Wstępują w święty stan małżeński: Szlachetnie urodzony Kalikst Graba wdowiec, ze szlachetnie urodzoną Kamilą G. panną; oboje z tutejszej parafji, zapowiedź pierwsza.“
Gdyby kula armatnia wleciała przez sklepienie i upadła na środek kościoła, nie wywarłaby tak uderzającego wrażenia w całem zebraniu, jak te słowa kapłana. Naprzód jakby jedną poruszone sprężyną, wszystkie głowy pokryte różnobarwnemi kapeluszami, i te, które miały szkiełka na oczach, podniosły się ku ambonie i utkwiły oczy w księdza. Potem kapelusiki zaczęły falować jak grzędy kwiatów poruszane powiewem wiatru, oczy uzbrojone w szkiełka poczęły schylać się wzajemnie ku sobie. Damy nachylały się jedna ku drugiej i chwilkę poszeptawszy porozumiewały się już tylko spojrzeniami, w których malowały się rozmaite uczucia: zawodu, gniewu, żalu, a nadewszystko zdumienia; mężczyźni mniej krępujący się wszędzie, nawet w obliczu Boga, zbliżyli się do siebie, rozmawiali półgłosem, uśmiechali się, podnosili ramiona, a nadewszystko oglądali się w koło i szukali oczami po wszystkich kątach kościoła tego, którego nazwisko tak niespodziewanie spadło z ambony.