Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głupia i szkodliwa.
W tej chwili Tozia ktoś odwołał, a wzrok Graby padł na Ordynata, który rozwalony na kozetce, mówił do kogoś:
Ma foi, żeby nie Graba, jużbym dotychczas chyba umarł z nudów, albo wyjechał do Wielkiej Brytanji. Dieu de Dieu! jaki z niego szczęśliwiec, że mógł się przynajmniej zakochać!... Jam już od roku nawet tej nie miał rozrywki, pas une seule misérable bonne fortune! Brrrr! co za chłód!
Graba stał słuchając słów tych z oczami wlepionemi w bladą, błękitno-oką i otoczoną jasnemi faworytami twarz Ordynata. Nagle podniósł dwa palce do czoła, jak zwykle, gdy mu jakiś genjalny pomysł przychodził do głowy i szepnął do siebie:
— Ten człowiek spada mi jak z nieba! Zobaczysz piękna pani, co to jest prowadzić ze mną wojnę i psuć mi interesa!
Lokaje zaczęli roznosić tace z herbatą i ponczem, a panowie otoczyli zielone stoły.
W połowie wieczoru Ordynat przegrawszy znaczną sumę, przechadzał się po salonie poziewając i paląc cygaro. Nagle Graba zbliżył się, uderzył go po ramieniu i rzekł ze szczególnym wyrazem:
— Szczęśliwcze!
Hé quoi? — zapytał zdziwiony młodzieniec, odwracając głowę.
— Niby nic nie wiesz?
Ma foi, jeżelim szczęśliwy, to nic nie wiem o mojem szczęściu, bo mam zwyczaj uważać siebie za najnieszczęśliwszego człowieka. Expliques toi Graba?
— Słuchaj Edziu, lubisz ty błękitne oczy?
— Angielki miewają czasem bardzo piękne błękitne oczy, — odparł Zrębski patrząc niedbale na ulatujący dymek