Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 028.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kazia stała na stronie i patrzyła ze zdumieniem. Pani G. spojrzała na nią, odjęła ręce od skroni i z wysileniem przybrała spokojny wyraz twarzy.
— Idź ztąd, — rzekła, — i zostaw mnie samą, a jak pani Grabina przyjedzie, nie wspominaj przed nią o tem, że otrzymałam dziś list jakiś, ani o tem, żem zasłabła.
Po wyjściu służącej, pani G. zapaliła świecę i przytknęła do płomieni rożek nieszczęsnego listu. Gdy papier zajęty ogniem płonął stopniowo, pani G. rzekła do siebie:
— Kamilko moja! ty o niczem wiedzieć nie będziesz! jeśli mi tak przeznaczono, to już jak najpóźniej obudź się ze snu twojego!
Papier spłonął, pani G. chwiejnym krokiem chodziła po pokoju.
— Któż on więc jest? kto on? jakież jest życie jego? jakie są te ciężkie występki, o których nie wahała się pisać własna matka? — powtarzała co chwilę pani G., a myśli jej plątały się w chaos nierozwikłanych przypuszczeń i domysłów.
Zmrok wieczorny zastał ją siedzącą nieruchomie na kanapie, z blademi usty a krwią nabiegłem czołem.
Przed domem rozległ się turkot karety. Kazia z hałasem wbiegła do pokoju.
— Pani Grabina przyjechała! — wołała na progu.
Pani G. powstała żywo, rozpogodziła twarz, drżącą ręką poprawiła ubranie bezładem swym świadczące o roztargnieniu jakie przebyła, i wyszła naprzeciw córki wyprostowana, uśmiechnięta, poprawiając okulary i czepeczek biały.
Kamila lekkim także krokiem wbiegła do mieszkania matki, wyciągnęła ku niej ramiona i rozjaśnioną uśmiechem twarz do piersi jej przycisnęła.
W kilka chwil potem, obie kobiety siedziały obok siebie.