Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

oddając go sobie wzajem z salonu do salonu, posadzka zalśniła na podobieństwo zwierciadeł.
A między tem wszystkiem, przed siedzącą w smutnem zamyśleniu kobietą, za nią i w koło niej kręciło się hasło: — nieszczęście!
Siedziało ono na miękich poduszkach fotelów i kanap, przeglądało się w zwierciadłach, ślizgało po woskowanych kwadratach posadzki, pełzało po kwiecistych kobiercach. Szyby drżące pod uderzeniem śniegu dźwięczały: nieszczęście! tętno zegara powtarzało ten sam wyraz i cisza głęboka krzyczała: nieszczęście! nieszczęście! nieszczęście!
Kamila jakby poczuła dotknięcie tej mary, która otaczała ją zewsząd, jakby posłyszała głos jej wołający na nią wśród ciszy, zerwała się nagle, przycisnęła dłonią czoło i pierś jej jednem głębokiem podniosła się łkaniem.
W tej samej chwili w bramie domu dał się słyszeć turkot zajeżdżającej karety i kamerdyner Józef stojąc we drzwiach wyrzekł:
— Matka jaśnie pani przyjechała.
Kamila żywo przyskoczyła do zwierciadła, w mgnieniu oka poprawiła włosy, przybrała wyraz fizjognomji pogodny, uśmiechnięty, i wybiegła naprzeciw matki.
Po chwili obie kobiety znajdowały się razem w buduarze. Na pani G. znać było ślady przebytej choroby, co więcej: twarz jej tak spokojna dawniej, powlekła się wyrazem jakiegoś nieokreślonego niepokoju, kilka zmarszczek przybyło na dumne czoło.
— Siadaj tu, moja najdroższa mateczko, — mówiła Kamila, prowadząc matkę do wygodnej sofy i układając dla niej poduszki.
— Męża twego nie ma w domu, Kamilo? — zapytała pani G. siadając.