Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zdejmując okulary, powstał zwolna i zwrócił się ku nadchodzącemu.
— Na honor! — zawołał Kloński, zrzucając zmoknięty płaszcz, — musiałeś kochany Wigderze niedawnemi czasy zostać hrabią, lub kawalerem pierwszorzędnego orderu, bo aby się dostać do ciebie, trzeba przebyć tyle ceremonji, jak wchodząc do mieszkania jakiego karmazyna starej daty!
To mówiąc, rzucił się na stołek i strzepywał z siebie krople deszczu pozostałe na ubraniu.
Wigder uśmiechnął się i przesunął dłoń po brodzie.
— Mylisz się pan, — odpowiedział zwolna zwykłą sobie polszczyzną, — nie zostałem hrabią, ani jestem karmazynem starej daty, bo w naszej społeczności mojżeszowej nie ma karmazynów i nie-karmazynów, ale mam moje własne takie zaszczyty, dla których panowie chętnie stoicie u mojego progu, choćby najdłużej, byle tylko dostać się do mnie.
— Ha, ha, ha, — zaśmiał się Kloński z przymusem, — i jakież to są te zaszczyty?
— Pieniądze, — odparł zwolna żyd i usiadł na krześle naprzeciw gościa swego siedzącego na stołku.
Milczeli przez chwilę obydwa, czarne przenikliwe oczy żyda wpiły się w zmęczoną twarz Klońskiego, ale nie zaczynał rozmowy.
— Cóż to robiłeś, gdy przyszedłem? — ozwał się pierwszy Stanisław miększym znacznie głosem niż wprzódy.
— Liczyłem długi pańskie i pańskich towarzyszy, — spokojnie odrzekł Wigder.
Twarz Klońskiego spąsowiała.
— I ileż tam ich na moją część naliczyłeś, poczciwy Wigderze? — zapytał gość żartobliwym tonem, pod którym jednak słychać było drżenie głosu.
Żyd milcząc, otworzył księgę i szukał w niej przez