Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I palce jego rozpacznie zacisnęły się na piersi.
Celina grać przestała, opuściła ręce na kolana, głowę na piersi i przeciągle westchnęła.
Westchnieniu temu odpowiedział krótki, głuchy jęk w przyległym salonie i w drzwiach stanął Stanisław.
Celina powstała i postąpiła ku niemu, nie z tą dawną dziecinną żywością i swobodnym szczebiotaniem, ale zwolna, jakby nieśmiało.
Pierwszy raz od kilku miesięcy mąż jej wracając wieczorem z miasta, wchodził do jej pokojów, zamiast zamknąć się jak zwykle w swoim gabinecie.
— Dobry wieczór Stasiu, — rzekła zcicha, podając mu rękę.
Stanisław dotknął jej lekko, ale nic nie powiedział.
Młoda kobieta wpatrzyła się w niego smutno, uważnie.
— Może jesteś chory? — zapytała. — Tak dziwnie wyglądasz!
— Nie, — odrzekł mąż i rzucił się na fotel.
Celina stała przed nim; jedną ręką opierając się o stół, patrzyła na niego i oddychała z ciężkością.
— Celino, — ozwał się po chwili Stanisław, — mam ci coś powiedzieć.
— Słucham cię, Stasiu.
— Słucham? tem lepiej, bo będę mówił wiele, o! wiele mam do powiedzenia...
Mowa jego zaczęła być prędką i gorączkową, głos drżał; pociągnął drżącą ręką po czole i mówił znowu:
— Widziałem jak dziś Ordynat pędził za tobą swojem tilbury... gdyś jechała do kuzynek... kłaniał ci się, a pięknie się kłania... nieprawdaż? zachwycający z niego młodzieniec... wychowany w Anglji... ha, ha, ha!...
— Stasiu, — przerwała Celina, — nie rozumiem...