Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Innocenty, pobłogosław.“ — Ojciec Innocenty nie odmawiał nigdy swego błogosławieństwa, i wymawiał je nad głowami klęczących umarłą mową Rzymian... Kronika miasta M. niesie, że zapał ten do szycia stuł, alb i komż doszedł onego czasu do takich rozmiarów, że pewnego dnia we wszystkich sklepach bławatnych miasta M. zabrakło nagle muślinu, batystu, koronek i wszelkich innych tego rodzaju ingredjencji.
W czasie świąt uroczystych wszystkie inne kościoły miejskie były prawie puste, tłumy zaś biegły słuchać kazań ojca Innocentego, który był obdarzony tą gorącą, namiętną wymową właściwą zakonnikom, a uderzającą wyobraźnię słuchaczów potęgą ekstatycznych wyrażeń i obrazowością w przedstawieniu niebieskich rozkoszy i piekielnych męczarń. Przy początku tych kazań głucha cisza panowała zwykle w kościele, wszystkie oczy utkwione były w twarz kaznodziei, wszystkie piersi tamowały oddech. Stopniowo tam i ówdzie ukazywały się białe chusteczki i odzywały nerwowe tłumione łkania; im dłużej trwała mowa ojca Innocentego, im bardziej potęgował się głos jego i rozszerzały gesta, tem głośniejszy choć tylko głuchym jeszcze szmerem rozpływający się płacz wydzierał się z piersi słuchaczów, a gdy nareszcie zabrzmiał z kazalnicy święty finał kazania, gdy zakonnik padając na kolana zwrócił się ku ołtarzowi z namiętną modlitwą, głos jego już z trudnością mógł zapanować nad wykrzykami, jękami i głośnym powszechnym płaczem. Powtarzało się to tak często i ciągle, że płakać na kazaniu ojca Innocentego stało się niemal zwyczajem, tak jak śmiać się na komedji i tańczyć na balu.
Zdarzyły się nawet wypadki ekstra, jak: zemdlenia, serdeczne śmiechy i t. d.
Kronika miasta M. niesie wiadomość o pewnym wypadku, w którym jedna z pobożnych mieszkanek M. siedząc